Karolina Breguła „Wyrwać z korzeniami” — wystawa i spotkanie z artystką
Na jednym z warszawskich skwerów Karolina Breguła wkopuje się w ziemię odtwarzając gest samopogrzebania konceptualnego artysty Keitha Arnatta z lat 60. Zapada się pod ziemię, zostaje przez nią pożarta, chowa się, unieruchamia, zakorzenia albo ucieka. Jak w przypadku jej innych realizacji wyjaśnienie przychodzi opornie. Dla Karoliny Breguły sensy poszczególnych działań zbiegają się w jednym punkcie: najważniejsze jest pytanie o samą sztukę. Jej rolę, powinności, zasadność. Wydaje się, że jest ona dla niej swoistym kodem dostępu do rzeczywistości, pretekstem do utrzymywania się w stanie ekscytującego zagubienia i poszukiwań. Sztuka w ujęciu Breguły jest działalnością niebezpieczną, odstającą od normy, powstaje na niepokojących zasadach, być może niewygodnych dla społeczeństwa, jest wyrzutem sumienia, trudnym, padającym zawsze nie w porę pytaniem.
Oprócz licznych odniesień do systemu sztuki, Breguła jako artystka jest wygłodniała fikcji. W swoich narracjach osnutych na traumatycznych doświadczeniach zaczyna kilka równoległych wątków. Wprowadza postaci, którym świadomie nie pozwala rozwinąć skrzydeł, opowiedzieć do końca swojej historii. Raz jest to biolog zajmujący się roślinami rosnącymi na pogorzeliskach, innym razem konstruktor przeciwogniowych katapult czy mężczyzna, któremu wyrosła koniczyna na łydce — za każdym razem okazuje się, że nie o ich losy chodzi, że nie wiodą one widza do rozwiązania zagadki. Natrafia on jedynie na fragment pewnej historii, opowieści o ludziach zmęczonych codzienną walką z materią i systemem norm, symbolizowanych obecnością architektury, w której człowiek i jego krucha kondycja jest jedynie zaburzeniem geometrycznych rytmów i ściśle sprecyzowanych funkcji. Im dłużej ogląda się „Fire followers” czy „Obrazę”, tym robi się bardziej sztucznie i niewygodnie, pojawiają się inscenizacyjne nieścisłości. Małomiasteczkowi bohaterowie nabierają ponurych rysów, a próby uporządkowania kolejności zdarzeń i ich wzajemnych powiązań wypowiadane są z coraz większym wahaniem. Postać uzbrojonego w wiedzę, triki i narzędzia detektywa-badacza-interpretatora, którą przyjęliśmy na początku, zaczyna blaknąć.
Kuratorka: Marta Lisok