Basia Bańda „Fala unosi i wlecze” — wernisaż
Wernisaż 22 lutego o godz. 18.00.
Serdecznie zapraszamy! Wstęp na otwarcie wystawy bezpłatny.
Wywiad z Basią Bańdą
Marta Lisok: Co skłoniło cię do wyboru medium malarstwa (szeroko pojętego) i rzeźby? Dlaczego wybrałaś akurat te sposoby komunikacji z odbiorcami?
Basia Bańda: Kiedyś miałam pomysł na performance, jeszcze na studiach. Naznosiłam dużo sprzętu. Zaprosiłam widzów, a gdy miałam przed nimi stanąć poczułam, że nie jestem w stanie tego zrobić. To nie jest mój środek wyrazu. Najlepiej czuję się w malarstwie, rysunku, kolażu. Mogę sobie spokojnie pracować, nikt mi nie przeszkadza, jestem uzależniona tylko od siebie. Przemawia do mnie kolor. Nawet rysunki ostatnio robię kolorowe. Po prostu czuję, że muszę malować.
Czy zauważasz fazy w swojej twórczości? Czy coś się zmieniło w formie i treści twoich prac w przeciągu ostatnich lat?
Wszystkie zmiany wynikają z mojej wewnętrznej potrzeby. W pewnym momencie czuję, że wyczerpałam formułę, w której się poruszam, zmieniają się też moje zainteresowania.
We wczesnym okresie swojej twórczości oscylowałam między malarstwem a obiektem. Do niedużych kompozycji na płótnie doczepiałam zasłony z wełny lub innych materiałów. Pozwoliły ukryć wstyd, chroniły moją intymność. Jednocześnie prace prowokowały widza do ich dotykania i rozbierania. Czyniły z widza podglądacza i tym samym wstyd dotykał także oglądającego. Haft na płótnie był równie istotny jak farba. W następnych pracach zasłona zmieniła się w obiekt, który czasami ukrywał jakiś sekret lecz przede wszystkim zachęcał do dotknięcia.
Po jakimś czasie skupiłam się na czystej formie malarskiej. Obiekty i kurtyny stały się zbędne. Zafascynował mnie świat baśni i przyrody. W obydwu okrucieństwo i niewinność występują równocześnie.
W pracach, które złożyły się na moją pracę doktorską poruszam się w obrębie języka abstrakcyjnego. Opowiadania z cyklu Opowieści niesamowite, które stały się punktem wyjścia dla serii obrazów, spełniały dla mnie rolę impulsu, uruchamiały wyobraźnię. Pomogły mi wykreować nową rzeczywistość wizualną. Powstałe obrazy stanowią w moim odczuciu samodzielne dzieła sztuki, mogące istnieć niezależnie od opowiadań, które były potencjałem wyobrażeniowym dla obrazu. Nie interesowało mnie mechaniczne przełożenie języka literackiego na język malarstwa, ale znalezienie właściwej (w subiektywnym odczuciu) formy plastycznej dla oddania atmosfery, nastroju i poetyki opowieści. Zamiast ilustrować próbowałam uchwycić barwę i dominujące kształty. Postaciom z opowieści, wraz z ich symbolicznie określoną figurą, nadałam wartość kolorystyczną, relacje między nimi zyskały charakter malarski. Jedyną dosłownością zaczerpniętą bezpośrednio z tekstu jest tytuł, który stanowi niejako pamiątkę po impulsie wyobrażeniowym.
W ostatnim cyklu prac ponownie to przyroda stała się dla mnie punktem wyjścia, choć nie przedstawiam jej w sposób bezpośredni. Nadal poruszam się w obrębie języka abstrakcji. W obrazach można odnaleźć wątki pejzażowe choć jednocześnie (jak sama zauważyłaś), mogą dotyczyć przyrody, ale i tożsamości, sytuacji, otoczenia, środowiska. Wibrująca lekkość zestawiona jest z konkretnie określonym kształtem.
Skąd czerpiesz inspiracje do prac? Czy masz jakieś rytuały w związku z pracą twórczą, prywatne sposoby na pobudzenie weny?
Najprzyjemniej pracuje mi się rano. Mam wtedy najwięcej energii. Lubię też prace przy świetle dziennym. Inspiracji szukam w podróżach, jeżdżę na rowerze, chodzę po górach. Mam wtedy czas, by pomyśleć o różnych projektach. Lubię oglądać wystawy, szczególnie malarstwa, przeglądać albumy, których mam sporą kolekcję. Dużo czytam. Literatura od zawsze była dla mnie silnym źródłem inspiracji. Czasami pomysły przychodzą kiedy nic nie robię tylko leżę sobie na leżaku na działce i popijam wino albo gawędzę z przyjaciółmi.
Bohaterowie twoich prac są w bliskiej relacji z przyrodą. Jak myślisz, z czego wynika ta zażyłość, jak można ją tłumaczyć w kontekście twoich doświadczeń?
Przyroda jest mi bardzo bliska. Moi rodzice mają dom w Karkonoszach, spędzam tam dużo czasu. Wspinając się na górę, doznaję pewnego rodzaju oczyszczenia. Uwalniam się z nieprzyjemnych myśli. Lubię wyzwania, zmęczyć się porządnie, wypić piwo na szczycie, z widokiem. Poczuć zapach sosny albo gdy nie ma już sosny to kamienia. Morze też lubię, szczególnie zimą.
Spędzanie czasu na świeżym powietrzu jest dla mnie inspirujące, dodaje mi energii, chce mi się potem malować. Często podczas różnych wyjazdów znajduję na dworze jakieś ciekawe dla mnie drobne przedmioty. Trzymam je późnej w kieszeni, znajduję w torebce, w samochodzie. Przypominają mi przyjemne chwile. Ostatnio pracuję nad serią obiektów, w których te przedmioty wykorzystuję. Są to takie małe pomniki poświęcone przyjemności.
Mówisz, że zafascynowały cię świat baśni i przyrody.
Bardzo inspirujące dla mnie jest brzmienie niektórych słów, jestem niestrudzoną poszukiwaczką ciekawych wyrazów. Stąd moje zainteresowanie słownikami. Inspiracją dla mnie był słownik języka angielskiego, wyrazów obcych i bardzo ciekawy słownik onomatopei. Dziwne, zabawne, całkiem piękne słowa jak: brekek, mli czy ff okazały się naprawdę inspirujące. Z przyjemnością mi się z tym słownikiem pracowało. W pewnym momencie zainteresowały mnie baśnie, szczególnie mroczne historie braci Grimm. Jako dorośli odbieramy je zupełnie inaczej niż w dzieciństwie. Dostrzegamy ukryte znaczenia wcześniej dla nas nieczytelne, a także okrucieństwo i wszechobecny lęk, który nie wydaje się być przeznaczony dla dzieci.
Baśnie stały się dla mnie pretekstem do badania nieracjonalnych aspektów strachu i lęków wynikających z rozbudowanej wyobraźni. Studia nad złem i okrucieństwem zawartym w baśniach, lękiem mającym swoje źródło w pierwotnych instynktach i próby zbadania, oswajania owego lęku pochłonęły mnie na dłuższy czas.
Kto jest bohaterem/bohaterką twoich prac?
To też zależy od okresu mojej twórczości. Ale punktem wyjścia do każdej historii jestem chyba ja sama.
Czy tworzenie ma dla ciebie znaczenie terapeutyczne?
Tworzenie uspokaja mnie i odwraca uwagę od problemów. Czasami w sposób zakamuflowany przetwarzam smutek czy problem, z którym się aktualnie zmagam w problem malarski i w jakimś sensie te smutki oswajam.
Większość twoich prac, pomimo pastelowych kolorów jest daleka od sielanki. Jakie zagrożenia portretujesz w swoich pracach?
W ostatnich pracach chciałam osiągnąć efekt trochę nierealny, senny. Nastrój niepokoju jest raczej podskórny. Do końca nie wiemy z czego wynika. Dla mnie obcowanie z moimi ostatnimi pracami przypomina patrzenie na Morze Bałtyckie. Uspokaja i jednocześnie niepokoi, pobudza wyobraźnię, wywołuje tęsknoty. Fala „unosi i wlecze gdzieś daleko”. Pięknie, ale i trochę strasznie, bo nie wiemy co czai się na dnie. Na pewnej głębokości woda nie jest już przejrzysta.
O zilustrowaniu jakiego tekstu marzysz?
Nie jestem pewna czy podjęłabym się zilustrowania tekstu. Ilustracja musi być mu podporządkowana, a ja w sumie nie przepadam za podporządkowaniem. Chyba bardziej wolałabym rozpracować płytę z muzyką. Zrobić całość — okładkę i wnętrze. Bardzo lubię przygotowywać znajomym różne składanki muzyczne i rozpracowywać je też plastycznie. Z przyjemnością zaprojektowałabym coś na przykład dla Jerzego Miliana czy Novi Singers.
Jakie mogłabyś wskazać impulsy ze strony literatury do powstania poszczególnych prac?
Namalowałam także serię obrazów (cykl prac składających się na moją pracę doktorską), dla których punktem wyjścia stały się opowiadania niesamowite. Powstałe prace są uniezależnione od literatury. Na płótnach malarskich są tylko ślady opowieści, często nieczytelne dla odbiorcy. Jako że szczególnie spodobały mi się opowiadania japońskie, kilka moich obrazów ma japońskie tytuły, takie jak Mujina czy Ubazakura, które w moich uszach brzmią wyjątkowo pięknie.
W akwarelach z serii Uzdrowisko tytuły zaczerpnęłam ze starego przewodnika po uzdrowiskach i sanatoriach. Urzekły mnie wyrażenia typu „słońcowanie skóry”, „w górach rozmiary serca trochę maleją”, czy „sanatorium dr Przygody”. Jest w nich swoista poezja, jakaś nostalgiczna nuta, ale i element grozy.
Czy próbujesz dzielić się swoimi refleksjami z odbiorcami, włączać ich w swój proces myślowy, dzielić własnymi doświadczeniami, etapami rozwoju (światopoglądowego, ekologicznego, wewnętrznego)?
Wydaje mi się, że każdy artysta to robi. Wystawiając pracę, którą się wykonało na pokaz, dzielimy się nią (i tym co sobą reprezentuje) z widzem. Nie zawsze widz odczytuje dokładnie to co miałam na myśli, tylko odnajduje własną drogę interpretacji, co właściwie mi nie przeszkadza. Zależy mi tylko, by praca przemówiła i zostawiła po sobie ślad.
Czy swoimi pracami próbujesz wpłynąć na odbiorców, zainspirować ich do zmiany podejścia do przyrody?
Może jedynie chciałabym przypomnieć, że warto zwracać uwagę na tu i teraz, i dobrze czasami po prostu przebywać samemu ze sobą w jakimś niesamowitym miejscu. I żebyśmy pamiętali, że ta niesamowitość może nie być na zawsze, więc tym bardziej warto o nią dbać i w niej być.
Jak wspominasz okres studiów? Czy klasyczna akademicka edukacja wpłynęła na twoją twórczość?
Najbardziej niesamowite dla mnie były początki na studiach, jeszcze w Instytucie Sztuk Wizualnych w Zielonej Górze. Zaczęłam tam studiować tuż po liceum ogólnokształcącym, w którym musiałam przyswoić sporo nieinteresującej dla mnie wiedzy. W szkole artystycznej większość przedmiotów wydawała mi się ciekawa. Na rysunku u Izabeli Gustowskiej dowiedziałam się, że tak naprawdę mogę wszystko. Nie muszę wiernie odtwarzać martwej natury, mogę się z nią swobodnie pobawić albo w ogóle się nią nie zajmować. Mam przestrzeń do pracy z dużymi formatami. Spotykam się z ludźmi, którzy mają podobne zainteresowania. To było naprawdę świetne. Klimat małej szkoły sprzyjał intymności. Kiedy wyjechałam studiować na ASP w Poznaniu to ciekawa była przede wszystkim zmiana miejsca. Podobały mi się zajęcia z rysunku z Jarosławem Kozłowskim. Dużo się rozmawiało o pracach swoich i kolegów. W sumie zdobyłam cenną umiejętność wypowiadania się o własnych pracach. Starałam się unikać pracowni z typowo akademickim podejściem i raczej współpracować z nauczycielami o otwartym podejściu do sztuki i nauczania. Jeśli chodzi o moje prace, to spotykały się raczej z przychylnymi reakcjami, które utwierdziły mnie, że to co robię ma sens.
Czy sztuka zmienia odbiorców?
Myślę, że czasami tak.
W nowej serii prac Basi Bańdy widoczne jest odejście od wątków autobiograficznych, na rzecz szerzej perspektywy. Osią wystawy, nie jest już sama Basia (znaczące zdrobnienie, które jest też jej pseudonimem artystycznym), a środowisko, które modeluje zachowania. Wcześniej charakterystyczna rozchwiana forma prac Bańdy służyła podkreśleniu ciągłego ruchu w procesie konstytuowania się osoby. Teraz jest raczej opowieścią o otoczeniu pochłaniającym jednostkę, sytuacji budującej tożsamość.
Próba opisu nowych pejzażowych prac Basi Bańdy uwydatnia ich odczasownikowy charakter. Obserwujemy tu występujące w różnej skali: tamowanie, odsączanie, przyciąganie magnetyzowanie, naciąganie, oscylowanie, przeciekanie, przesączanie, plamienie, sączenie, broczenie, topnienie, kapanie, rozmrażanie, unoszenie, zaczepianie się, otaczanie, zazębianie, pochłanianie. Te cieknące kształty ukazują świat raz z perspektywy mikroskopu, jako preparaty botaniczne, raz z lotu ptaka, w formie rozchwianych map terytoriów. Fluidalne, płynno-wodne inspiracje niosą obietnice niekończącej się witalności, zmienności i elastyczności.
Jak wskazuje tytuł jednej z prac rysunek na obniżenie ciśnienia, seria ta ma leczniczy charakter. Inspirowana jest sanatoryjnym wyciszeniem, wystawianiem na dobroczynne działanie słońca i świeżego powietrza. Akwarele — recepty dokumentują procesy fluktuacji, ciągłej osmozy, podlegania wpływom otoczenia. Inicjują decyzje o wydaniu się siłom natury, akceptacji jej praw.
Badając tkankę otoczenia, na którą składają się różnorodne formy przypominające wodorosty, wiry, kołtuny, drobnoustroje, gąbki, rurki, odnóża Bańda dodaje do nich elementy o architektoniczo-designerskiej proweniencji. Pomiędzy tymi dwoma obszarami dochodzi do ciągłej wymiany. Delikatne rusztowania pomiędzy poszczególnymi stanami materii, która rozrzedza się, by w innych miejscach zgęstnieć, budują jeden harmonijnie funkcjonujący organizm. Dialektyka bezpieczeństwa i zagrożenia, powódź, burza i katastrofa zestawione z wygodną kryjówką i ciepłym legowiskiem, staje się tu zabiegiem służącym zachowaniu równowagi w ekosystemie.
Kuratorka: Marta Lisok